W niedzielę rano ruszyliśmy w drogę na Lofoty. Prognoza do południa była łaskawa. Przed południem przekroczyliśmy koło podbiegunowe. Po południu warunki się zaostrzały – niestety grot poszedł w dół. Potem dwa obroty na rolerze foka. Grzywy na falach stały się wszechobecne. Po południu rozpoczął się deszcz. Później, zgodnie z prognozą, wiatr osiągnął 7 w skali Beauforta, lecz to nie był koniec.
Z powodu zafalowania obiad – po 18.00 zjadł tylko Remik. Potem, jako kambuzowy, porządeczek i do łóżeczka. W pozycji leżącej lepiej toleruje się takie warunki.
W nocy było piekło takie, że przy sterze stanął Remigiusz, a wiatr osiągał nawet 11 w skali Beauforta. Płynęliśmy na samym foku, który po zrolowaniu miał na liku szotowym może 1 metr. Po północy wiatr odchodził.
Reine zdobyliśmy około 04.00. Wszyscy byli szczęśliwi, że to już koniec.
Jacek