Środa, 28 sierpnia:
Rano zrobiliśmy wycieczkę rowerową po La Rochelle. Po drodze całą bandą wpadliśmy do sklepu żeglarskiego i Andrzej zaczął kupować: „Cześć, siema! Czy masz banderki francuskie? co? No takie, wiesz, pod saling. Potrzebujemy, bo nie mamy. Jakie? Acha, 40 na 60. Tak, dawaj. Płacimy”. Obsługa struchlała. Zakupu dokonaliśmy błyskawicznie.
W mig zwiedziliśmy wszystkie zabytki i ciekawostki całego miasta. Tuż po południu oczywiście zasiedliśmy do różnorodności morskich w przymarinowej knajpie. Na początek dostaliśmy przyrządy tortur, których przeznaczenie tłumaczył Antek. Nadeszły półmiski. Jesteśmy ubabrani od stóp do głów. Maruszka, zamiast z plaży, wybiera na pamiątkę muszle z talerzy. Jest to niewątpliwie smaczniejszy sposób zbieractwa. Do tego białe wino łagodzi obyczaje. Dosyć, basta, wystarczy! Teraz proszę wytrzeć gęby, umyć się i ruszamy w drogę!