W sobotę Agnieszka pojechała samochodem do Sztokholmu, a z Arlandy przyjechała Iwona, Zofia i Mikołaj. Dotarli na szwedzki obiad (kulki), by o 1700 ruszyć w trasę do Hudiksvall. Czuli się, jak u siebie w domu?
Trasa, jak zwykle, była typu „w mordę wind”. Droga 92 mil wymagała 24 godzin tak, by dotarciu do mariny – w niedzielę bez jej obsługi – zażyć kąpieli otwartej kluczem od napotkanego mieszkańca (Szweda, co ożenił się z Polką) oraz spędzić czas dla duszy i ciała w pobliskim O’Learys, oglądając mecz finałowy Włochy-Anglia i zajadając tutejsze przysmaki.
Jutro w dalszą trasę, by osiągnąć Alandy.