Wreszcie jesteśmy dostępni na tyle, że mamy czas na napisanie krótkiej relacji.
Piątek, 16 sierpnia:
Podróż busem z Wrocławia do Berlina, a dalej samolotem do Barcelony i do Vigo przebiegła bardzo sprawnie. Kolejny raz udało dotrzeć się do miejsca docelowego bez kłopotów – tyle samo lądowań, co startów. No, ale już w Vigo nie było tak łatwo. Jeszcze wynajęcie auta na lotnisku była prosta. Ale już znalezienie w nocy zamówionego hostelu przysporzyło sporo wrażeń. I kosztowało trochę czasu. Skończyło się szczęśliwie na wspólnej kolacji zakończonej ok. 3-ciej nad ranem. Dobranoc.
Sobota, 17 sierpnia:
Dobra noc? Koszmarna noc. Gorąc potworny, a klimatyzacja udawała, że jest. Ale hostel – nówka – palce lizać, polecamy.
Ponieważ Łukasz, kapitan poprzedniego etapu, przesyłał ciągłe informacje o nieco spóźnionych pozycjach Starego, zaproponowałem wymianę załóg nie w Vigo, a ok. 10 Mm przed Vigo w marinie Baiona. Mając dostępne auto nie było to problemem. Rano część z nas zrobiła lokalne zakupy (w podobnych cenach do polskich), a reszta udała się na zwiedzanie starówki. W trzech rzutach przewiozłem materiał ludzki, sprzęt i zaopatrzenie do Baiony. Za pierwszym obrotem o godz. 1200 zauważyliśmy w marinie przy cepeenie ruchy stalowego jachtu w kolorze ciemno niebieskim o nazwie Stary. SĄ! Z Łukaszem uzgodniliśmy warunki wymiany – my im auto, oni nam jacht. Zaokrętowaliśmy się o 1900 i ruszyliśmy w miasto. Pysznie było! Dobranoc ok. 0200.
Bolek R.
PS. Teraz mogę być już taksówkarzem w Vigo i okolicach.