2020.09.18 piątek-sobota

Powrót z Kalmaru, dla wykwalifikowanej załogi, był już prosty. Wyszliśmy o 2000, krótka droga cieśniną na morze a potem kierunek na Władka. Na początku wiatr był tragiczny – tylko 2-3. Dopiero po północy wzrósł do 6 i osiągaliśmy prędkość powyżej 7 kts. Wszystkim było szkoda powrotu. Piotrek nawet zaniemówił. Na horyzoncie żegnało na słońce z zaproszeniem na następny rok.

Kolejnego dnia nadal podążaliśmy do portu naszego przeznaczenia. na drodze spotykaliśmy wiele statków – niektóre były nawet wyposażone w śmigła ustawione do ruch pionowego. Czyżby to projekt nowych latających statków?

Do Władkowa dotarliśmy 22.00. Nie obyło się od tradycyjnej Tequili spożywanej tradycyjnie i długiej rozmowy o rejsach – także naszego życia. W rozmowie pomagały śpiewy szant (niestety z głośnika z powodu braku instrumentu Remika). Kolejnym razem nie możemy o nim zapomnieć. Spać poszliśmy dopiero w sobotę 0330.