Czwartek powitał nas promieniami słońca. Z samego rana ruszyliśmy w morze drogą powrotną. Biegła ona wąskimi drogami pomiędzy duńskimi wyspami. Pomimo ucieczki słońca wiatr nie ustał i pchał nas naprzód.
Do Świnoujścia dotarliśmy z rana dnia następnego, by po zacumowaniu jachtu ruszyć w miasto. Postój w zatłoczonej marinie, na kilka godzin, udało się zorganizować za darmo.
Po trzynastej, jak na prawdziwego żeglarza nastało, ruszyliśmy w dalszą drogę, z małym postojem na tankowanie (paliwa) w Trzebierzy.
Do mariny Gocław w Szczecinie dotarliśmy przed 2000. Potem naleśnikowe obżarstwo, gitara i pogaduszki, by jutro wsiąść do pociągu byle jakiego, by pewnie za rok, lub krócej, znów spotkać się z Morzem, czego życzę każdemu.